piątek, 8 sierpnia 2014

Masz dwadzieścia lat. Jesteś już dorosły.

Świetnie.
...
...
...


Tak długo wyczekiwaną pełnoletność uzyskałam już jakiś czas temu. Niby powinnam się przyzwyczaić do tego, że teraz wszystkie "ważne sprawy" będę załatwiać samodzielnie, ale tak nie jest. 

W momencie, w którym zdecydowałam, że chcę studiować w Londynie, nie miałam pojęcia, ile czasu i energii pochłonie samo wyszukiwanie informacji na temat tego jak to zrobić, żeby się udało. Jasne, miałam tam jakąś swoją wstępną strategię, listę priorytetów, rzeczy ważnych i ważniejszych, ale nic nie przygotowało mnie na ilość materiału do przeczytania na temat samych procedur ubiegania się o to i o tamto.

Nagle z jednego genialnego pomysłu powstał labirynt dokumentów, których za nic w świecie nie potrafiłam wypełnić -- a musiałam. Spędziłam długie godziny z wlepionymi oczami w monitor (dziekuję, że mamy Internet) tylko po to, żeby w pełni zrozumieć same procedury i żeby przypadkiem nie dać się naciągnąć na jakieś niepotrzebne koszty. Kolejne godziny spędziłam na znajdywaniu informacji z serii "czy się do tego w ogóle nadaję".

A potem jeszcze to, nie wiem jak to określić, umieranie dniami i nocami w oczekiwaniu na wyniki -- zrobiłam co mogłam, no to udało się czy nie? Dostanę pożyczkę studencką? Przyjmą mnie do akademika? Przyjmą mój wniosek, czy znowu ominęłam jakiś kluczowy punkt albo znowu nie podpisałam tego dokumentu na stronie 1349? 

Jest to męczące, nudne i niestety konieczne. "Taki mamy klimat."

I jeszcze pytania wszystkich dookoła (rodziców, cioci, wujków, dziadków, babci, znajomych, znajomych znajomych, byłych nauczycieli, taksówkarzy, ta lista nie ma końca...): A po co? A na co? A dlaczego? Dlaczego Londyn? Nie chciałaś może do Szkocji? W Polsce ci się nie podoba? Nie żal ci zostawiać znajomych? Ile to kosztuje? W Londynie jest drogo, skąd masz na to pieniądze? A miałaś robić co innego, dlaczego teraz robisz coś jeszcze innego? A co z tym? A co z tamtym?

Być może w niektórych przypadkach jest to zwykła ciekawość lub troska (wynikająca z kluczowego pytania "Myślisz, że dasz sobie radę? Bo tam jest tak, tak, tak i tak..." i nagle wszyscy są ekspertami od wszystkiego).
W innych wścibstwo, co by ludzie mogli sobie spokojnie przyrównać mój standard życia do własnego i ewentualnie ponarzekać na temat zarówno jednego, jak i drugiego.
No i być może w jakimś stopniu jest to jakaś tam zazdrość albo żal związany z własnymi utraconymi ambicjami.

Cokolwiek ludzi motywuje, by zadawać takie pytania, to dorosły kulturalny człowiek pewnie poradziłby sobie z dojrzałą kulturalną odpowiedzią.

Jeśli chodzi o mnie, to nie czuję się ani dorosła, ani w żaden sposób zobowiązana względem tych ludzi (przepraszam, ale co obchodzą jakiegoś przypadkowego taksówkarza moje życiowe wybory? A po usłyszeniu odpowiedzi na swoje pytania jeszcze zaczyna mnie krytykować...?), więc mogę po prostu odpowiedzieć, że nie chcę o tym rozmawiać. 

Na dzień dzisiejszy mogę zweryfikować swoją zaradność życiową 10/10, a w każdym razie wiem, że poradzę sobie z kwitem, urzędnikami państwowymi i prawdopodobnie wszystkim, co jest mi obce. Jeżeli nie mam o czymś pojęcia, to zawsze mogę się dowiedzieć.

Pozdrawiam. 
Doświadczony filozof xBC

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia