niedziela, 3 maja 2015

Moje hipotetyczne dziecko byłoby weganem.

Weź się hashimoto... Było fajnie, miło spędziliśmy czas, pośmialiśmy się, ale teraz zasadniczo mógłbyć wyjść i nie wracać. Nie mam siły na nic. Hormon, który łykam nie jest przyswajany i to czuć, będę musiała chyba zmienić lekarza i preparat na jakąś hybrydę T3/T4. Śpię po 12 godzin, wszystko mnie boli, cały czas jestem zmęczona. Nie rozmawiam z nikim na ten temat, bo co to da. Ani oni nie są w stanie sobie wyobrazić, jak to jest żyć z ciągłym bólem w całym ciele i pogarszającą się depresją, za którą nie jesteś odpowiedzialny. Jeżeli jest jedna rzecz, którą chciałabym, żeby moi znajomi i rodzina wiedzieli na temat mojej choroby, to to, że to nie moja wina.

Nie wiem, dlaczego to mam. Podobno choroba dziedziczna, więc jeżeli ktokolwiek jeszcze żył w nadziei, że założę rodzinę (od małego powtarzałam, że tak się nie stanie), to teraz powinien sobie uświadomić: nie jestem na tyle egoistyczną osobą, żeby przekazywać złe geny niewinnej osobie, a co gorsza sprowadzać ją na ten nienormalny świat i narażać ją na cierpienie. A cierpieć będzie na pewno, bo każdy cierpi. Nie to, żebym miała z kim tę osobę stworzyć, ale w sytuacji hipotetycznej mówię zasadniczo NIE. Nie, nie obchodzi mnie to, że można dopasować dawkę hormonu -- co to da? Geny zostaną przekazane, a oprócz choroby autoimmunologicznej, mam za sobą walkę z ED oraz wrodzone skłonności do różnego rodzaju zaburzeń psychicznych. A dziecko zasługuje na zdrową matkę! 

To nie jest też kwestia tego, że jeszcze nie poznałaś odpowiedniego mężczyzny oraz zobaczysz, jak się zakochasz, to będziesz chciała mieć dziecko. Po pierwsze jest to strasznie seksitowski najazd na autonomię i własny wybór kobiety. A po drugie, jeżeli sama nie chcesz dziecka, a w końcu uginasz się, bo partner chce, to wygląda na to, że zaszło tu zjawisko pewnego rodzaju szantażu emocjonalnego, a ty zostałaś obdarta z przywileju wolności. Nie rodzisz dziecka, bo chcesz, tylko rodzisz dla kogoś. Temat rzeka, książki można by pisać i pisać...

(Tak to wygląda mniej więcej dla osób z podobnymi poglądami do moich.)

U mnie to nie jest kwestia poznania lub nie-poznania odpowiedniej osoby. Nie jest to też kwestia egoizmu ani braku empatii. (Proszę zauważyć, że zazwyczaj ludzie, którzy naciskają na rozmnażanie się, na pytanie "dlaczego masz dziecko?" zazwyczaj odpowiadają "bo chciałem/am". Bycie rodzicem na pewno jest fascynującą przygodą, ale nie zaprzeczajmy, że wyrażenie "ja chcę" nie jest egoistyczne. Zarzut domniemanego brak empatii jest również zabawny, ponieważ jak już wspomniałam wcześniej: każdy cierpi, więc sprowadzając dziecko na ten świat, nie uchronisz go przed cierpieniem. To taka mini-dygresja z mojej strony.) Główną przyczyną, dlaczego NIE, jest mianowicie fakt, że nie jestem osobą kompetentną do tego typu zadania. 

Już pomijając kwestie zdrowia fizycznego i psychicznego, nie jestem kompetentna, bo nie umiałabym sobie poradzić z hipotetyczną sytuacją, gdyby mojemu hipotetycznemu dziecku przyszło do głowy pójść w moje ślady i np. złapać obsesję na punkcie czegoś, która zaowocowałaby samookaleczaniem, depresją, zaburzeniami odżywiania. Albo na przykład moje dziecko urodziło się z chromosomami XY, a potem synek w wieku nastoletnim decyduje, że skoro świat krzyczy, że transformacja z faceta w kobitę jest okej, to on w sumie też od zawsze czuł się kobietą i w sumie to on chce rozpocząć terapię hormonalną, i przejść operację zmiany płci, bo jak nie, to dalej będzie miał depresję, dalej będzie się okaleczał, dalej będzie miał zaburzenia odżywiania, bo matka była zła. Przykro mi, to nie na moje poszarpane nerwy, nie na moje serce, nie na moje uczucia, nie na moją duszę. Nigdy nie będę przygotowana na takie rewelacje. Są ludzie, którzy potrafią sobie z tym poradzić i chwała im za to, ale ja do tej grupy nie należę. A to jest tylko jeden scenariusz, a możliwości jest tysiące. Columbine High School, ktoś pamięta może? Pytanie "czy wierzysz w Boga?" i za odpowiedź TAK kulka w łeb. Jak już mówiłam, to nie na moje nerwy, ani nie na moje serce. (Rozmawiałam o tym kiedyś z kumpelą z dzieciństwa, jak wracałyśmy z Wrocławia. Moje podejście do tematu skomentowała z wyraźnym zastanowieniem w głosie: "nigdy nie myślałam o tym w ten sposób.")

W każdym razie uwielbiam sytuacje hipotetyczne, zwłaszcza, kiedy każdy próbuje mi udowodnić, że moje wybory życiowe są nienaturalne. Rozejrzyj się dookoła. Zobaczysz na pewno samochody i betonową dżunglę. Co jest w tym naturalnego? Nie żyjemy w naturalnym świecie (myślę, że poprzedni akapit wystarczająco dużo powiedział na temat nienaturalności). Jesteś weganką? A jakbyś była na bezludnej wyspie i do jedzenia byłoby tylko mięso, to co byś zrobiła? 


No dobrze, to skoro tak lubisz hipotetyczne sytuacje, to teraz ja zadam pytanie: a jakbyś żył na planecie, nie na bezludnej wyspie, na której jest pod dostatkiem warzyw, owoców, ziaren i orzechów, wystarczająco, żeby się najeść za każdym razem... Co byś zrobił? Weganizm nie jest drogi, ryż, kasze, banany, ziemniaki -- to nie jest jedzenie dla elity, więc wymówka "bo nasiona chia są TAKIE DROGIE" jest naprawdę słaba. No tak, oczywiście, kurczak na pewno był ze szczęśliwej farmy i był na pewno bardzo szczęśliwy, że go zabito, by mógł wylądować na twoim talerzu, bo to był kurczak samobójca.


#kurczaksamobójca


Aby stworzyć jednego hamburgera potrzeba ok. 660 galonów wody. To jest ok. 32 pryszniców. Jeżeli jedna osoba zmienia swój "zwykły" samochód na tzw. hybrydę, to ogranicza roczną emisję dwutlenku węgla o 1 tonę.  Jeżeli jedna osoba odrzuca mięso i nabiał, przechodzi na dietę roślinną, to w ciągu roku ta jedna osoba zmniejsza emisję dwutlenku węgla o 1.5 tony. Taka ciekawostka. 


Moje hipotetyczne dziecko, po odstawieniu od cycka, byłoby wychowywane na diecie roślinnej i od małego uświadamiane o tym, dlaczego mama żyje inaczej niż większość społeczeństwa. Żadnego mleka krowiego, pełnego hormonów, krwi i ropy. Pranie mózgu? Nie. Ja jedynie mówię jak jest, cytując Maxa. Ale to wszystko to przecież tylko sytuacja hipotetyczna.


BONUS:
Już nie bądź taka święta, przecież ty też jadłaś mięso i jogurty i sery i mleko i jajka!
Tak. Srałam też do pieluszki, ale z tego też wyrosłam. 

Czytaliście kiedyś filozofię Kanta? Wyjaśnię po krótce własnymi słowami: OŚWIECENIE, to jest wyrośnięcie z niedojrzałości i podążanie za własnym rozumem. To tak w skrócie. Generalnie polecam.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia