czwartek, 12 lutego 2015

Z uśpienia.

Odżyłam. Obudziłam się. 

Błysk w oczach znowu pełnych życia.  Serce zaczęło bić szybciej. 

Przez 1,5 roku to było dla mnie tylko swobodne spadanie. A kiedy mimo dwóch prób wyrwania uchwytu, spadochron się nie otworzył, nie próbowałam nawet otwierać zapasowego. Nie było sensu, skoro tak czy siak miałam wylądować twarzą na twardej glebie, to co za różnica czy zrobię to z gracją i wdziękiem łabędzia czy szkaradnie zaryję w ziemię? Było mi to zupełnie obojętne. 

Tak, wracam znowu do tematu, jak bardzo ważne jest prawidłowe funkcjonowanie tarczycy i zrozumienie, że depresja do choroba, która niekoniecznie musi wynikać z wmawiania sobie problemów, które nie istnieją, a raczej z zaburzenia gospodarki hormonalnej. Gdybym wtedy miała trzeźwe, niezaburzone psychotycznymi epizodami myślenie, to pewnie nie rzuciłabym szkoły, do której przecież tak bardzo chciałam się dostać (he-he, mądra Czarownica po szkodzie). Nie działałabym tak impulsywnie, chatoycznie i totalnie bez żadnej logiki czy sensu. Ale teraz, jako osoba bardziej uświadomiona i zapoznana z chorobami XXI wieku, liczę się z konsekwencjami decyzji podjętych przez chory umysł pod wpływem gwałtownych emocji. Biorę to na klatę. Czy chora, czy nie, to były moje decyzje. A teraz, kiedy jestem trzeźwa, dam sobie z tym radę.

(A teraz nadchodzi seria problemów ex-gitarzystki... Behold.)

Zaczęło się to od filmu Whiplash, na który zaciągnęły mnie Beckie. Gdyby nie Beckie i to doświadczenie w kinie, może dalej bym spała. Może dalej bym żyła w odrętwieniu z dala od muzyki. Słuchanie jazzu zwyczajnie mnie bolało, więc słuchałam ścieżek dźwiękowych z musicali. Chess w szczególności. Perfekcyjny muscial w swoich imperfekcjach. (Czy to zdanie jest w ogóle po polsku, czy już tak bardzo jestem Polaczkiem na Wyspach, że zaczynam wprowadzać dziwne terminy do moich wypowiedzi?) Ale po zobaczeniu Whiplash, nie mogłam oddychać. Podsumowanie filmu: "kurwa, jak ja nienawidzę jazzu!" Potem wracałam autobusem do domu i po raz pierwszy od bardzo dawna puściłam płytę Coltrane'a Giant Steps. Przesłuchałam w całości. Z uśmiechem na twarzy.

Przez cały styczeń docierało do mnie, że mamy Nowy Rok. Sylwestra przespałam. A postanowień noworocznych nie zrobiłam. Podsumowania 2014 też nie (może nie było czego podsumowywać?). Postanowienia same przyszły i zamiast myśleć, zaczęłam działać. Od razu. Może to były słowa, fragmenty wywiadów, które tkwiły w mojej głowie od dawna i po prostu moja podświadomość wzięła się do działania, bo wiedziała, że jak zacznę o tym myśleć to nic nie zrobię. 

Mówię o jednym z wywiadów, bodajże przy okazji jakiegoś australijskiego Comic Conu czy czego tam. W każdym razie jest to wywiad, który jest w mojej bibliotece muzycznej i do którego często wracam, bo powinnam uczyć się od ludzi mądrzejszych ode mnie. Tom Hiddleston jest jednym z tych ludzi. (Wymieniłabym jeszcze Johna Mayera, Marka Radulego, Jeffinię Beckinię. Przypadek, że to sami gitarzyści, a Tom jest jedynym aktorem w zestawie, ale koniec końców to są osoby, które są starsze ode mnie, wiedzą więcej o świecie i życiu, i w towarzystwie których należy się zamknąć i słuchać, co mówią.)

Wracając, Tom zapytany przez fankę o radę życiową, odpowiedział mechanicznie: Dance. More.

Potem się zastanowił i skończyło się na tym: Dance more; smile all the time; tell lots of jokes; enjoy yourself.  Ale, podążając za Freudem, pewnie pierwsza myśl jest najważniejsza, czyli to całe dance more. 

Co zrobiłam? Zaczęłam tańczyć. Nie myślałam o tym długo, po prostu po moim nieszczęsnym niedojechaniu na warsztaty z Szekspira, pojechałam na West End i bez większego zastanowienia weszłam do studia i wykupiłam membership na cały rok. I zaczęłam chodzić na zajęcia. Znalazłam sobie typowe hobby. Tańczę 4 razy w tygodniu, 2 godziny techniki przy drążku, 2 choreografii. Jestem ostatnim lamusem na parkiecie, ale coś zaczęło się zmieniać.

Kilka dni później z ciekawości zaczęłam szukać jakiś nowości o wokaliście, którego "odkryłam" w bardzo dziwny sposób, ale który totalnie mnie zafascynował i tylko czekałam na jego płytę.

Okazało się, że premierę przespałam, ale to nie zmienia faktu, że jak tylko zobaczyłam, że jest dostępny na iTunes to zakupiłam cały album w ciemno. I kupię go ponownie, następnym razem jak przyjadę do Polski, bo lubię mieć po prostu materialne CD, nie tylko wirtualne.

Love Revisited. Zaczęłam słuchać. Tylko pianino i wokal. Standardy jazzowe. Przez pierwszy tydzień, może dwa, słuchałam tej płyty  kompulsywnie. Cały czas. Na okrągło. A od tego poszła cała reakcja łańcuchowa, nawet nie wiedziałam jak to się stało. Zaczęłam słuchać Becka. Potem znowu Mayera. Potem znowu Marka. Potem kupiłam DVD Becka. Potem Mayera. I słuchałam. I oglądałam. A widok stratocastera nie sprawiał, że miałam ochotę rwać włosy z głowy i gryźć wszystkich naokoło. 

Nie. Coś innego.

Znowu chicałam złapać gryf w dłoń i czuć struny pod palcami.  Podobno ciekawe rzeczy się dzieją, mówiąc muzycznie, kiedy milczysz i kiedy odkładasz instrument na dłuższą przerwę. John Mayer to powiedział, rozmawiając z Keithem Urbanem. (Btw, Mayer grał ostatnio na Jacksonie, a Fender jest niemalże 'ojcem' Jacksona, więc nie rozumiem, o co ludzie się plują, że JM powinien wrócić do Fendera. Jasne, że mógłby sobie załatwić Fendera z mostkiem tak ustawionym, żeby można było wajchą podciągać nawet do kwinty, ale dalej nie rozumiem bólu dupy. Jacksony spoko gitary, wygodne wąskie gryfy; mało bluesowe, ale na moje małe łapki w sam raz.) I ciekawe rzeczy zaczęły się dziać. Słucham muzyki inaczej.

Nie wiem, co by się stało, gdybym teraz wzięła gitarę do ręki. (Pewnie nic, odłożyłabym ją po 5 minutach, stwierdzając, że nawet nie pamiętam jak się łapie G-dur, a co dopiero grać; i w ogóle jak się ten looper obsługuje? O, i struny trzeba by było zmienić... O, mam stratocastera z wajchą? O, kaczka dalej nie działa. O, trzeba będzie kupić volume pedal...) Po takiej przerwie podchodzi się do gitary jak do jeża. Ale może przekonam się o tym za kilka miesięcy, czy dalej kłuje. Jeszcze nie teraz. To jest dla mnie proces. Długie wybudzanie.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia