niedziela, 19 kwietnia 2015

Arogancja i ego (oba moje).

Szykuje się emocjonalny onanizm, więc generalnie nie polecam, jeżeli ktoś ma OCD lub też nie sympatyzuje się z moją skromną (wcale nie) osobą.

Po pierwsze, chcę z tego miejsca powiedzieć, że jestem strasznie arogancka. Mogę to maskować sztuczną życzliwością, ale prędzej czy później żmija ze mnie wyjdzie i z naturą nie wygrasz. W żadnym wypadku nie jest to dobra cecha, ani tym bardziej komplement. Co najwyżej ogromna wada, którą strasznie ciężko wykorzenić albo kontrolować. Mam wiele wad. Chyba więcej niż zalet (coś się znajdzie, dobra? żeby nie było, że jeżdżę już tak całkiem po sobie), ale najgorsza to chyba jednak ta moja arogancja. (Albo mistrzostwo w posługiwaniu się pasywną agresją, któreś z tych. W każdym razie życzyłabym sobie, żebym tak potrafiła się przemóc czasem i nie pyskować do ludzi dla zasady, jak ja to lubię najbardziej i żeby na dzień dobry nie odpowiadać tonem gbura, sprawiającym, że osoba ma ochotę się tylko wziąć i powiesić.)

Po drugie, zważywszy na punkt pierwszy, nie mam pojęcia dlaczego jestem do tego stopnia arogancka, że uważam, wręcz żądam, by tak zwani przyjaciele byli przy mnie, kiedy sobie tylko tego zażyczę. (No mówiłam już coś o tej pasywnej agresji, tak? Właśnie coś tak czuję, że w tym poprzednim zdaniu wręcz jest jej nadmiar. Nie panuje nad tym, nie wiem, jak pisać zdanie, żeby nie brzmiało jadowicie i cynicznie.) Zapytałam, czy ma ochotę przyjechać -- dobra, spoko, przyjadę. Kilka tygodni później -- wiesz, tu mam lepszą opcję niż spędzanie czasu z tobą, dam ci jeszcze znać. Kilka dni przed spotkaniem -- jestem chora, ale przyjadę, ale tak w sumie to jednak wolałabym nie, bo mam lepszą opcję. Generalnie spoko. Dzięki. Najgorzej jak ktoś cię ignoruje, w sensie nie powie ani jednoznacznie tak ani nie. Albo powie zastanowię się i nie daje odpowiedzi, po prostu zapomina/olewa temat, a potem ty, naiwny idiota, czekasz na odpowiedź, chociaż powinieneś się domyślić, że zastanowię się znaczy zazwyczaj nie.  

Żyjesz już tak długo na tym świecie i wciąż, naiwny idioto, dziwisz się za każdym razym, kiedy ludzie cię ignorują. Nie ma w tym nic dziwnego. Żadnego zaskoczenia. Po prostu to jest tak częste zjawisko, że nie powinno już robić na mnie wrażenia, a jednak robi. Robi takie, że jest trochę przykro. Bycie ignorowanym człowiekiem powoduje, że nie chcę się integrować z nowo poznanymi ludźmi. Boję się.

No mówię, że jestem do tego stopnia arogancka, żeby wymagać na innych, by spotkali się ze mną. No kurwa. Każdy ma swoje życie i swoje plany, tak? Rodzice mają siebie na wzajem, są zbyt zajęci sobą na wzajem, ciągłym pierdoleniem przez telefon, tenisem, seksem i chuj wie czym jeszcze, szczerze mówiąc, mam dość. No a przyjeciele, jak to przyjaciele, mają swoje życie, swoje kariery, swoje studia, lepsze opcje. 

Krótka dygresja: miałam psa, ale zdechł 1,5 roku temu. (Psy są lepsze niż ludzie, a w każdym razie na pewno lepsze niż ja.) Niewyobrażalnie dużo potrafiła mi wybaczyć. Ja tak nie potrafię. Patrzę na te nasze wspólne lata i żałuję, że nie byłam wystarczająco dobrym właścicielem dla niej. Zawsze wydaje mi się, że jestem ciepłą osobą. Cierpliwą. Kochającą... A gówno prawda, jestem do tego stopnia arogancka, żeby tak właśnie myśleć o sobie (a potem się jeszcze dziwie, dlaczego jestem sama, NO RZECZYWIŚCIE BARDZO TO DZIWNE I PODEJRZANE) ale o tym więcej w punkcie 'po trzecie', ale ten... Dlaczego lubię psy? Bo są lepsze ode mnie w zachowywaniu się w stosunku do ludzi, pokazują wdzięczność i praktycznie zawsze mają dobry humor. (Jasne, są wyjątki od reguły, ale generalnie jak mam wybierać między agresywnym psem, a kotem, to wolę jednak psa, bo koty są za bardzo podobne do mnie samej, dlatego nie stanowilibyśmy zgranej pary.)

I dobra. Niech tak będzie. Nie mam prawa oczekiwać, że ktoś się ze mną spotka albo zostawi karierę/obowiązki/jakąkolwiek lepszą opcję ode mnie, żeby pójść ze mną dajmy na to na koncert gościa, którego akurat lubię, albo na sztukę, którą możnaby zobaczyć. Kończy się na tym, że idę sama. Z żartów śmieje się sama do siebie. Z udanych improwizacji uśmiecham się tylko do muzyków i do siebie. Mam jakąś tam reakcję na sztukę, która manifestuje się na moim ryju mojej twarzy, a wszelkie komentarze na temat tego, co się dzieje muszę zachować dla siebie.


Po trzecie, i ostatnie na tę chwilę, mam masywne ego. Naprawdę, mam ego rozmiarów wszechświata. Wiecznie niedopieszczone, megalomańskie, narcystyczne. I jeszcze się dziwię, że ludzie nie chcą spędzać ze mną czasu. LOL. Czuj ironię, co nie. Powinnam się przyzwyczaić, ale nie... Ta bardziej ludzka część mnie wtedy musi się odezwać. I domaga się to to więcej uwagi (mówiłam, EGO) i więcej czułości, jakbym na to zasługiwała z definicji.

No nie. Tak nie jest.

Mogę sobie być człowiekiem. Bardzo zagubionym człowiekiem, bardzo niedoskonałym człowiekiem, bardzo irytującym, bardzo niewdzięcznym, bardzo złośliwym, bardzo podłym. Albo nie wystarczająco dobrym, nie wystarczająco pięknym, nie wystarczająco ciepłym, nie wystarczająco kochającym. Zawsze jestem albo za bardzo, albo nie wystarczająco  c o ś.  Staram się, ale staranie się nie jest wystarczające, a ja nie mam siły już próbować coś zmienić, skoro to nie przynosi efektów. Szybko się zniechęcam, jak widać.

Nigdy nie będę niczyją lepszą opcją ani priorytetem. I ten stan rzeczy zawdzięczam sama sobie. Brawo, tego chciałam w końcu, co nie. Brawo. Mission, kurwa, accomplished.

W dziwnych czasach się urodziłam, a na świat nie prosiłam się przecież. Jestem tu wbrew własnej woli. Ale zabić też się nie zabiję, bo wtedy to by oznaczało, że jestem jeszcze większym tchórzem i nie mam jajec, żeby poradzić sobie z samą sobą.

A może to tylko moja wyobraźnia. Naprawdę, mam wrażenie, że nadinterpretuję rzeczy, żeby ''wyszło na moje'', co nie ma nic kompletnie wspólnego z rzeczywistością. No, ale my -- ludzie z ego wielkości kosmosu -- mamy właśnie ten problem, że albo będzie po naszemu, albo wszyscy wypierdalać. Co zrobisz, butów nie zjesz.

Jak już mówiłam, jestem bardzo pogubionym człowiekiem. Oprócz arogancji i ego, jestem strasznie słaba. Mówię ludziom, żeby byli silni, kiedy im się noga powinie albo zdrowie podupada, a jednocześnie sama jestem najsłabszą osobą na świecie. Trzeba dobrze rozgrywać te karty, no co.

Czego potrzebuję? Potrzebuję autorytetu. A ponieważ jestem strasznie arogancka, ciężko mi znaleźć autorytet. Nie mam pasji do niczego, przez to ciężko mi znaleźć autorytet. To znaczy pasja była, ale wyszła. Mam wrażenie, że w którymś momencie swojego życia popełniłam ogromny błąd i nie mogę zlokalizować tego konkretnego momentu, żeby to naprawić, a od tego momentu wszystko w ruchu jednostajnie przyśpieszonym zaczęło się pierdolić i pierdoli się nadal, a będzie tylko gorzej, coś tak czuje. (Nigdy nie rozumiałam fizyki, ale zdanie zabrzmiało pseudofilozoficznie w mojej głowie, jak z gimbazy, więc postanowiłam je tu napisać).

Nie wiem, co chcę robić w życiu. Nic.  Jakim cudem z osoby, która tak bardzo była zdeterminowana do osiągnięcia określonego celu, stałam się osobą, która nie ma pojęcia, co robi, i tylko stara się przeżyć z dnia na dzień? Poegzystować. Co to za życie? Wiem, że inni mają większe problemy, ale moje też nie są małe i wkurwia mnie, jak ktoś, nie mając pojęcia, jak to jest się zmagać z deformacją ciała w lewej kończynie na codzień, albo jak to jest żyć z chorobą autoimmunologiczną, która powoduje różne dziwne rzeczy w twojej psychice... Pewnie wszystkie moje pseudoproblemy biorą się właśnie z tego, ale choroby to nie obchodzi, że ja jestem tylko człowiekiem. Zdawanie sobie sprawy z tego, że to wina choroby, a nie moja jako-taka, nie ułatwia mi życia, ani nie pomaga tego zaakceptować. 

Brak mi pokory, cierpliwośći, determinacji, akceptacji... W zasadzie we wszystkim jestem wybrakowana. Nie jestem miłą osobą. Jestem nieprzyjemną i trudną osobą. "Ona chyba ma trudny charakter" powiedziała pewna ciziunia na mój temat i chociaż sama inteligencją nie grzeszyła, w tym chyba miała rację. Jestem trudna. Najbardziej dla siebie, bo widzicie, o tyle o ile moi znajomi mogą zdecydować, że nie chcą ze mną spędzić tego wieczoru, to ja muszę żyć ze sobą i swoim aroganckim ego 24/7. Ten post się rozrósł za bardzo. Bełkot strasznie bełkotliwy. No i chuj no i cześć.

(Nie zdziwię się, jeśli mnie nie polubisz po tym poście jeszcze bardziej. Ja siebie też nie lubię. Pjona!)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia