sobota, 6 czerwca 2015

To die, to sleep... to sleep. Perchance to dream.

Hashimoto. Tak bardzo mam ciebie dość...

Męczy mnie to, że muszę pracować dwa albo i trzy razy ciężej na efekty, na które zdrowa osoba nie musiałaby aż tyle czekać i nie musiałoby ją to aż tyle wysiłku kosztować. A efektów jak nie było, tak nie ma. Może jednak za mało się staram? (Jak mam się starać bardziej z bólem chronicznym, który nęka mnie każdego dnia, innych symptomów już nie licząc; jak niby sobie z tym radzić? To za dużo... Za dużo do udźwignięcia dla mnie. Czasami mam wrażenia, że sobie nie poradzę z tym nigdy, a pewnego dnia stwierdzę, że już wystarczająco długo czekałam, wystarczająco długo walczyłam i że mam dość, to koniec.) A może to jest kolejna lekcja od Boga w cierpliwości i pokorze. (Mogę się już zacząć śmiać? Wcale mi do śmiechu nie jest.)

Męczy mnie czekanie. Czekam całe życie. Na wszystko. Na wszystkich. Końca czekania nie widać. Nic nie przychodzi. Każdy rok wygląda mniej więcej tak samo od zawsze. Nic szczególnego się nie dzieje, ale ja i tak dalej na to cokolwiek szczególnego czekam. Na mnie nikt nie czeka. (I dobrze? No trudno.)

Codziennie walczę ze sobą, czy wstawać z łóżka, czy nie. Perspektywa przespania całego dnia i całej nocy, i potem kolejnego dnia i kolejnej nocy, i kolejnego, i kolejnej, jest tak kusząca. Prysznic? Naprawdę biorę go raczej z konieczności niż z dyskomfortu. Spać. Nie budzić się. Nie musieć walczyć ze sobą, żeby ciągnąć dalej takie życie. Życie nie moje zresztą. Jakiejś innej osoby -- być może. 

Wyzdrowieć. Skończyć studia. Znaleźć pracę. Zaadoptować psa. Może drugiego też. Albo cztery. Żyć. Spać całą noc, a rano budzić się bez bólu w każdej części ciała i duszy. Pewnego dnia spojrzeć za siebie i pomyśleć: hej, życie było łaskawe, ale już czas na mnie. Uśmiechnąć się do swojego odbicia w lustrze po raz ostatni. Zapomnieć. Umrzeć.

Z mojego subiektywnego punktu widzenia to ja jestem tutaj 'osobą pokrzywdzoną'. Jak już mówiłam, mój punkt widzenia jest subiektywny, i zawsze taki będzie, bo to ja się z tym zmagam na co dzień. Z obiektywnego punktu widzenia -- nawet nie powinnam pisać tego postu, bo nikogo to nie obchodzi, co nie. No właśnie, w tym problem. Moje widzenie siebie nie jest obiektywne i nigdy nie będzie. Ten post jest przede wszystkim dla mnie, a jak ktoś go przeczyta, to też w porządku.

Brak mi już słów. Jestem zmęczona. ''Dobrze ci tak. Zasłużyłaś na to.'' Pewnie tak.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia