sobota, 18 kwietnia 2020

Kwarantannowy blok

Dlaczego brak mi weny na robienie czegokolwiek? Czy to kwarantannowy blues, czy zwyczajnie brak bodźców?

Jak pisać piosenki, kiedy jedyne, co mam do dyspozycji to moja wyobraźnia? Jak tworzyć fikcję pisaną prozą, kiedy palce już dawno wyszły z wprawy pisania. Właśnie próbowałam zabrać się za mój nowy projekt, obyczajówkę pisaną do szuflady, i nic z tego. Chyba nie umiem już pisać.

Czy nie umiem, czy może przerasta mnie ambicja? Albo może brak motywacji? Świadomość, że nikt nie czyta.

A może po prostu ten świat, który próbuję stworzyć, nie pociąga mnie aż tak bardzo, żeby spędzać w nim tyle czasu. To za dużo roboty -- tworzenie świata od podstaw. Znacznie łatwiej pisało się fan fiction albo budowało historię w oparciu coś, co już zostało wstępnie zarysowane przez innych.

Tęsknię za moimi postaciami. Tęsknię trochę za tym uczuciem, jakie może odczuwać tylko pisarz, który nagle odkrywa, że jego bohaterowie żyją własnym życiem. Bardzo lubiłam moich bohaterów, nawet tych złodupców i ostatnie mendy (może zwłaszcza ich? Bo zawsze w większej perspektywie miałam chytry plan ich odkupienie).  

Może, gdybym miała więcej cierpliwości, wciąż potrafiłabym przesiedzieć całą noc nad tekstem. Tworzyłabym fabułę i dialogi, zamykając edytor tekstu dopiero gdzieś w okolicach piątej rano, kiedy ptaki już śpiewają a słońce coraz śmielej zagląda przez okno pokoju -- a wtedy ja przekornie zasłaniam wszystkie żaluzje i zakładam opaskę na oczy, by przespać się chociaż te trzy godzinki, zanim wrócę do pisania.

Dawno tego nie robiłam, nie pamiętam co ostatnim razem tak bardzo zaabsorbowało moją uwagę, żeby przesiedzieć nad tym całą noc. Może się po prostu starzeję?

Kolejnym przyjemnym uczuciem jest ten moment, kiedy starasz się napisać tekst piosenki albo wiersz, a słowa w zasadzie same wypływają spod pióra. Jedyne na czym musisz się skupiać to na odnotowaniu ich w jakieś bardziej permanentnej formie niż twoje myśli, które w swej naturze są bardzo ulotne.

Brakuje mi tego, nie ukrywam. Ale chyba to przez to, że nic nie stymuluje mojej wyobraźni ostatnio. Wszystko to jakieś takie wyblakłe i mocno nijakie.

W poszukiwaniu inspiracji, probowałam odgrzebać stare notesy i antologie ręcznie pisane przeze mnie. Przejrzałam niektóre cytaty, które uwieczniłam w małym zeszyciku z zamiarem trzymania się ich przez resztę życia. Znalazłam tam teksty piosenek, fragmenty beletrystyki, urywki wypowiedzi moich znajomych i "mentorów", a nawet cytaty politycznych myślicieli i filozofów.

Zaskoczenie -- zdecydowaną większość tych cytatów, z perspektywy dnia dzisiejszego, uznaję za totalne bzdury, których nawet nie chce mi się czytać. Jednak pamiętam, że w momencie kiedy przepisywałam te cytaty, literka po literce na kartkę, te słowa dawały mi nadzieję, wskazywały mi drogę i prowadziły w jakiś sposób przez labirynt ponurej rzeczywistości.

A może to życie zweryfikowało, że autorytety, w miarę upływu lat, po prostu upadają i tracą na ważności. Im jestem starsza, tym bardziej polegam na własnym rozumie, niż na cudzym. Być może przemawia przeze mnie zuchwałość teraz. Niewykluczone, że to ja się mylę.

Chyba z Kantem się nadal zgodzę (Kant był w tym notesiku):

Oświeceniem nazywamy wyjście człowieka z niedojrzałości, w którą popadł z własnej winy. Niedojrzałość to niezdolność człowieka do posługiwania się swym własnym rozumem, bez obcego kierownictwa. Zawinioną jest ta niedojrzałość wtedy, kiedy przyczyną jej jest nie brak rozumu, lecz decyzji i odwagi posługiwania się nim bez obcego kierownictwa.

Dwa słowa: sapere aude.  

Sapere aude, kobito, wyrośnij wreszcie ze swojej niedojrzałości. I weź tam jeszcze posprzątaj swój pokój (Jordan Peterson pozdrawia serdecznie).

Tylko dlaczego Bułhakow umieścił Kanta w piekle, jak czytamy w Mistrzu i Małgorzacie? Być może nie czytałam tej książki wystarczająco uważnie. Może powinnam przeczytać ją jeszcze raz, tym razem wspomagając się esejami i zbiorami biograficznymi.

Bułhakow pisał Mistrza latami i edytował ten tekst aż do śmierci...

Mniej więcej pamiętam jak to jest pisać wypracowania, ale chyba nie chciałabym tego powtarzać, przynajmniej jeszcze nie teraz. Zbyt duży wysiłek intelektualny. Za dużo siedzenia w książkach i w grzebaniu. Natłok informacji, które trzeba przefiltrować i ująć w jakąś spójną całość napisaną w miarę przystępnym, klarownym akademickim językiem.

A co z fikcją? A co z poezją? Na razie nic. Może na tym polega mój problem -- za mało czasu siedzę w książkach. Nie mam czym karmić tej weny. Nie ma wody na pustyni. Brak mi.


wtorek, 14 kwietnia 2020

Umieraj stąd

"Rozmawialiśmy... i myślimy, że powinnaś wyjechać z kraju."

A może ja nie chcę wyjeżdżać? Może ja nie uważam, że uciekanie od problemu to rozwiązanie? Może ja chcę zostać tu, gdzie moje miejsce? Może ja nie uważam, że w życiu chodzi tylko o to, żeby je przeżyć? Może jest mi tu dobrze? Może ja bardziej cenię sobie możliwość wyrażania się w ojczystym języku, niż w obcym? Może ja bardziej cenię sobie szczęście niż wygodę i pieniądze?

Może ja jestem tu szczęśliwa?

Ale o to już nikt mnie nie zapytał, bo po co. Bo bycie szczęśliwym to ledwie romantyczny zryw chorych psychicznie naiwniaków.

Wyjechać z kraju? Dobra. Choćby jutro. No genialny pomysł, muszę przyznać. A, że tak głupio się spytam, za przeproszeniem, kurwa, niby gdzie?  Do Anglii? Do Niemiec? W Anglii byłam -- wróciłam. W Niemczech byłam -- wróciłam.

Do Stanów nie chcę, bo Stany zabrały mi rodzinę.

Do Australii nie chcę, bo jest na drugim krańcu świata.

Do Indii nie chcę, bo obcy klimat i flora bakteryjna.

Do Turcji nie chcę, bo nie mówię po turecku.

Wyjechać, niby gdzie? Niby po co? Żeby zaczynać wszystko od początku wśród obcych? Po raz kolejny? Jako samotna wyspa wśród obcych spojrzeń i akcentów?

Przykro mi, nie mam tak silnych instynktów samozachowawczych, żeby uciekać z kraju, kiedy wali się ekonomia. No i co z tego? Niech się wali cały świat.

Chyba ktoś tu czegoś nie rozumie... Zmagając się z myślami samobójczymi od lat, ludzie nie rozumieją, że życie samo w sobie nigdy nie będzie dla mnie wartością jako-tako. Może przykre, ale prawdziwe.

A może mi nie zależy? Może mi jest to obojętne?

Bardzo mi z tego powodu wszystko jedno.

I co mi zrobisz? Zmusisz mnie do tego, żeby mnie cokolwiek obchodziło?

Obchodzi mnie tylko muzyka. Wszystko co mnie oddala od muzyki jest moim wrogiem. Każda osoba, która mnie oddala od muzyki jest moim wrogiem.

Wyjechać z kraju. No świetny pomysł, doprawdy. Naprawdę uwielbiam czuć się samotnie, wyobcowana, bez rodziny, bez przyjaciół, zamknięta sama w klitce z czarnymi myślami. Super perspektywa... To jest to życie, które tak bardzo mam chcieć sobie ocalić tak? Albo w jakiś cudowny sposób polepszyć, wyjeżdżając z kraju? Brzmi kusząco. Dorzućcie jeszcze do tego pokoik 5x5 na poddaszu, pasywnie-agresywnych współlokatorów i jestem urządzona. Kurwa, jadę! Bardzo chętnie. Oferta nie do odrzucenia!

Chyba mam dość kwarantanny. Chyba 4 tygodnie w domu rodziców to o 4 tygodnie za dużo.

Nie przeklinaj.

Będę.

Przestanę, jak przestaniecie gadać o wyssanych z palca idiotyzmach i czarnych wizjach rychłego końca wszechrzeczy.

Chcesz się nakręcać na nadchodzącą, nieuniknioną apokalipsę i Armageddon? Proszę cię bardzo. Ale mnie do tego nie mieszaj. Ja przeżyłam już tysiące takich apokalips i Armagedonów w mojej głowie, w różnych momentach mojego życia, wielokrotnie, na milion różnych sposobów.

Przepraszam bardzo, niby za czym mam uciekać na zachód? Za pieniędzmi? A co ja, kurwa, marzę o jakimś życiu zamożnej paniusi, która ubiera się w najdroższe futra, mieszka w willi z basenem, a w garażu przechowuje najnowszy model Rolls Royce'a? Ha! Niedoczekanie twoje!

Jedyne, co mnie trzyma przy życiu to muzyka.

Jedyne, co chciałam w życiu robić to muzyka.

I teraz, kiedy po tylu latach w końcu mogę to robić, mam uciekać na zachód?!

Uciekać na zachód? A co ja, kurwa, snuję jakieś wielkie plany na przyszłość? Np. zakładanie rodziny albo światowa kariera? Tyle, że ja nie mam planów! Ja chcę po prostu grać i być szczęśliwa. To jest mój wielki plan.

Wyjechać z kraju za lepszym życiem? A może ja nie chcę żyć? Przyszło ci to w ogóle kiedykolwiek do głowy, co?

Albo czy ktoś mnie kiedykolwiek o to zapytał? Nie. Bo przecież to takie oczywiste, że wszyscy chcemy żyć.

Nikt mnie nigdy nie zapytał, bo wszyscy lubią podejmować te decyzje za mnie -- co powinnam myśleć, jak powinnam żyć, jak powinnam się ubierać, jak powinnam się wyrażać, jak powinnam sterować swoją karierą, jak powinnam decydować o swoim szczęściu.

A walcie się wszyscy.

99% z Was nawet nie przeczytała żadnego dzieła Johna Miltona, nie pofatygowała się, żeby spróbować znaleźć błędy logiczne we własnym myśleniu, nikt z was pewnie nie pamięta kto to był Machiavelli, a cnoty perfekcyjnego oratora wg. Cycerona to w waszych uszach tytuł jakiegoś paradokumentalnego, tendencyjnego filmu komediowego.

...i wy tutaj, wy -- O, tępe głowy, stokroć od bydląt gorsze, / O, serca twarde, twardsze od kamienia -- tu chcecie mi dysputować o wyższości zachodu nad Polską?!

Dość.

You blocks, you stones, you worse than senseless things!

Jak wytłumaczyć przeciętnemu zjadaczowi chleba, że kiedy miałeś myśli samobójcze w przeszłości, to nie zależy ci tak bardzo na życiu?

Zwyczajnie: śmierć cię nie przeraża.

Zwłaszcza z perspektywy osoby wierzącej, śmierć cię nie przeraża.  Śmierć cię nie powinna przerażać. Podobnie jak życie w ucisku. Zaprawdę, to są przesłanki, którymi karmiono nas od dzieciństwa.

Śmierć zyskiem jest. Dlaczego, będąc wychowana w tej myśli, pouczana na każdym nabożeństwie, że świat nie jest domem mym, miałabym chcieć tak bardzo zachować to życie? Dlaczego niby? Przecież kazaliście mi z utęsknieniem wypatrywać śmierci od najmłodszych lat. Kazaliście od dzieciaka wypatrywać tego spotkania ze Stwórcą. Sami mnie tak wychowaliście, a teraz każecie mi wyjeżdżać w pogoni za lepszym życiem?

Błąd w myśleniu. Fallus logiczny.

O, i nagle mamy załamanie gospodarki, ojej, i nagle mamy światową pandemię. I co z tego?! Po waszym zachowaniu wnioskuję, że te wszystkie wasze "wielkie maksymy życiowe" i deklaracje religijne były jednie zlepkiem pustych sloganów, słów rzucanych na wiatr. Skoro z jednej strony dumnie śpiewacie: świat nie jest domem mym, a z drugiej mówicie do mnie: powinnaś wyjechać z kraju.

Och wy, człowieki małej wiary.

Jak wytłumaczyć ludziom, że kiedy miałeś doświadczenie z myślami samobójczymi, to nie straszne ci Covid-19 ani załamanie gospodarki? Jest ci naprawdę wszystko jedno. Bo najgorszemu już dawno spojrzałeś w oczy, już dawno pogodziłeś się ze śmiercią, a globalny kryzys cię nie przeraża.

piątek, 28 lutego 2020

Warta więcej niż to

Dziś jest 12 kwietnia 2020. Publikuję kolejny tekst z prywatnych zapisków: 28 luty 2020 .

Dla celów archiwalnych zachowuję oryginalną datę. Prawdopodobnie pożałuję publikacji tego tekstu, ale uważam, że uzupełnia on historię opowiadaną na tym blogu i powinien tu być. Tekst oryginalnie był napisany po angielsku, poniżej jest moje tłumaczenie/interpretacja.


Wiedziałam, że to się stanie. Ufaj swojej intuicji, xBC, zawsze. Spędziła trochę czasu u niego, słuchali muzyki, bawiła się z jego czworonogami.

Nie wiem dlaczego czuję jakby ta igła przekuwała moje serce na wskroś. To zaledwie igła. Ale wciąż tam jest.

A najtrudniejszym elementem tej sztuki jest uśmiechanie się. Szczerze. Uśmiechaj się oczami. Bądź przekonująca, przemknęło mi przez myśl, musisz być przekonująca, bo inaczej ona wkrótce odkryje, że coś się dzieje. A tego byśmy nie chcieli.

Bo nic się nie dzieje. Ja nie mam uczuć.

Wmawiam sobie, że stać mnie na więcej. Zasługuję na więcej. Wmawiam sobie, że jestem warta więcej. Zasługuję na to, żeby być czyimś pierwszym wyborem, opcją numer jeden.

Najwyraźniej, jeśli koleś jest wystarczająco nachalny, dziewczę prędzej czy później ulegnie. Woda nie rzeźbi dziury w skale dlatego, że jest od niej silniejsza, ale robi to przez swoją uporczywość.

Chcę napisać tę piosenkę o zauroczeniu.

To już nie mój tłum. Byłam tam i dotarło do mnie, że już tam nie należę.

Próbuję zrozumieć co mnie boli.

Chyba bycie opcją numer dwa, nigdy numerem jeden. Brak kogoś, kto by się trochę wykazał. Kogoś, kto by pokazał, że zależy mu wystarczająco, żeby o mnie powalczyć; że jestem warta tej walki.

Gdybyś naprawdę mnie kochał, walczyłbyś o mnie. Nie kochałbyś mnie tylko wtedy, kiedy jest to dla ciebie wygodne albo kiedy podałabym ci się na talerzu.

Jestem warta znacznie więcej niż to.

Muszę sobie to wmawiać, bo inaczej zgubię siebie w schematach tego światka.

Moje jedno życzenie jest takie, żebym była czyjąś pierwszą opcją. Pierwszym i jedynym wyborem. A oni zrobiliby wszystko, co w ich mocy, żeby sobie na mnie zasłużyć.

A dopóki tak się nie stanie, sorry boys, ale ta wagina jest nietykalna. Tak jak moje serce, ale wywnioskowałam, że to rozumie się samo przez się.






Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia