piątek, 7 września 2018

Życia pozagrobowe - przemyślenia "po"

Byłam na przedstawieniu studentów jednej z bardziej prestiżowych szkół teatralnych w Londynie.

Nagość ma pewną konkretną rolę do spełnienia w teatrze. Jeśli jest nadużywana, znieczula i otępia zmysły widza, który w innym wypadku miałby konkretną reakcję w odpowiedzi na doświadczenie nagości na scenie. Jeśli jednak nagość jest użyta w sposób właściwy i w odpowiednich okolicznościach, może mieć bardzo potężny efekt.

Może wywołać reakcje, które są natychmiastowe, jak np. nagła cisza albo seria stłumionych okrzyków, albo natychmiastowa zmiana energii i nastroju w pomieszczeniu. Ta zmiana atmosfery jest niezwykle namacalna i definitywnie modyfikuje ogólny odbiór całej fabuły spektaklu i dramatycznych wydarzeń.

Czy ty byś to zrobiła?

Czy mogłabym to zrobić? Czy mam to w sobie, żeby się tak całkowicie odkryć z najbardziej intymnych punktów w miejscu publicznym? Czy jestem wystarczająco odważna, by się obnażyć wśród obcych i potencjalnych przyszłych pracodawców, kolegów po fachu i rodziny, która przyszła podziwiać spektakl?

Ten rodzaj nagości nie wygląda seksownie. Wygląda raczej bezradnie i beznadziejnie. W niezwykły sposób pokazuje słabości człowieka.

Bezbronny, rozbrojony człowiek.

Nie było w tej nagości nic seksualnego. Zdaje się, że została tam użyta w konkretnym celu, by wywołać pewne emocje i sprowokować do zbadania naszego własnego sumienia.

Ten jeden akt sam w sobie był serią pytań bez odpowiedzi. Jak potężny potrafi być teatr, jak bardzo potrafi oddziaływać na naszą duszę i percepcję teraźniejszości i czasu.

Wymioty.

Gdyby nagość nie wystarczyła.

Interesująca kombinacja.

Nikt nie chce nas oglądać nago.
Nikt nie chce nas oglądać, gdy wymiotujemy.
Nikt nie chce nas oglądać nagich i na dodatek wymiotujących.

Nagość i inne ekstremizmy w teatrze muszą być stosowane bardzo ostrożnie.

Zygmunt Freud i stan duszy. Żałoba i melancholia. Definitywnie mogłabym użyć tego motywu w moim małym projekcie o Motylku.

Jeśli chodzi o storytelling -- był bardzo żywy. Zaproszono mnie do wzięcia udziału w tych wydarzeniach. Witamy. Rzadko zdarza się tak silne uczucie przynależności, zwłaszcza w tak sztucznych warunkach i fikcyjnych okolicznościach. Ale wykorzystali swoje własne historie z życia i wiedzę ogólną, zabawiali się z naszymi mózgami.

Wrażenia słuchowe i siła sugestii mogą być bardzo efektowne, zwłaszcza dla niewytrenowanych uszu.

Zespół 14 ludzi, a każdy z nich wydziela inną energię, która w jakiś sposób przyczynia się do poruszania narracji do przodu.

Bardzo organiczne, ożywione, nie rozpraszające, ale absorbujące. Nie wiem, czy w planach była tam jakaś puenta, ale wszystko -- w momencie kiedy się to działo -- wydawało się być szczególnie ważne i naturalne. W żadnym wypadku nie myślałam sobie: a po co to tam było? Jaki był cel tego gestu, ułożenia, dialogu?

No, może z wyjątkiem "fuck the patriarchy", ale ta część i tak nie otrzymała żadnej reakcji ze strony publiczności.

Poza tym, naprawdę byłam wciągnięta w tę historię, mimo, że naprawdę, nic się tam nie działo od strony fabularnej. Była to po prostu mozaika anegdotek i ruchów i teatralnych sztuczek. Jednocześnie nie kwestionowałam w żaden sposób tego, co się działo na scenie. Po prostu się działo.

Była to skondensowana i krzepka debata, która zwyczajnie zagwarantowała wysłuchanie każdego głosu, każdego życia, każdego uczucia, każdego doświadczenia.

A David Bowie jeszcze nigdy nie brzmiał tak dobrze, jak tego wieczoru: śpiewany acapella przez dwóch studentów aktorstwa.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia