Byłam na przedstawieniu studentów jednej z bardziej prestiżowych szkół teatralnych w Londynie.
Nagość ma pewną konkretną rolę do spełnienia w teatrze. Jeśli jest nadużywana, znieczula i otępia zmysły widza, który w innym wypadku miałby konkretną reakcję w odpowiedzi na doświadczenie nagości na scenie. Jeśli jednak nagość jest użyta w sposób właściwy i w odpowiednich okolicznościach, może mieć bardzo potężny efekt.
Może wywołać reakcje, które są natychmiastowe, jak np. nagła cisza albo seria stłumionych okrzyków, albo natychmiastowa zmiana energii i nastroju w pomieszczeniu. Ta zmiana atmosfery jest niezwykle namacalna i definitywnie modyfikuje ogólny odbiór całej fabuły spektaklu i dramatycznych wydarzeń.
Czy ty byś to zrobiła?
Czy mogłabym to zrobić? Czy mam to w sobie, żeby się tak całkowicie odkryć z najbardziej intymnych punktów w miejscu publicznym? Czy jestem wystarczająco odważna, by się obnażyć wśród obcych i potencjalnych przyszłych pracodawców, kolegów po fachu i rodziny, która przyszła podziwiać spektakl?
Ten rodzaj nagości nie wygląda seksownie. Wygląda raczej bezradnie i beznadziejnie. W niezwykły sposób pokazuje słabości człowieka.
Bezbronny, rozbrojony człowiek.
Nie było w tej nagości nic seksualnego. Zdaje się, że została tam użyta w konkretnym celu, by wywołać pewne emocje i sprowokować do zbadania naszego własnego sumienia.
Ten jeden akt sam w sobie był serią pytań bez odpowiedzi. Jak potężny potrafi być teatr, jak bardzo potrafi oddziaływać na naszą duszę i percepcję teraźniejszości i czasu.
Wymioty.
Gdyby nagość nie wystarczyła.
Interesująca kombinacja.
Nikt nie chce nas oglądać nago.
Nikt nie chce nas oglądać, gdy wymiotujemy.
Nikt nie chce nas oglądać nagich i na dodatek wymiotujących.
Nagość i inne ekstremizmy w teatrze muszą być stosowane bardzo ostrożnie.
Zygmunt Freud i stan duszy. Żałoba i melancholia. Definitywnie mogłabym użyć tego motywu w moim małym projekcie o Motylku.
Jeśli chodzi o storytelling -- był bardzo żywy. Zaproszono mnie do wzięcia udziału w tych wydarzeniach. Witamy. Rzadko zdarza się tak silne uczucie przynależności, zwłaszcza w tak sztucznych warunkach i fikcyjnych okolicznościach. Ale wykorzystali swoje własne historie z życia i wiedzę ogólną, zabawiali się z naszymi mózgami.
Wrażenia słuchowe i siła sugestii mogą być bardzo efektowne, zwłaszcza dla niewytrenowanych uszu.
Zespół 14 ludzi, a każdy z nich wydziela inną energię, która w jakiś sposób przyczynia się do poruszania narracji do przodu.
Bardzo organiczne, ożywione, nie rozpraszające, ale absorbujące. Nie wiem, czy w planach była tam jakaś puenta, ale wszystko -- w momencie kiedy się to działo -- wydawało się być szczególnie ważne i naturalne. W żadnym wypadku nie myślałam sobie: a po co to tam było? Jaki był cel tego gestu, ułożenia, dialogu?
No, może z wyjątkiem "fuck the patriarchy", ale ta część i tak nie otrzymała żadnej reakcji ze strony publiczności.
Poza tym, naprawdę byłam wciągnięta w tę historię, mimo, że naprawdę, nic się tam nie działo od strony fabularnej. Była to po prostu mozaika anegdotek i ruchów i teatralnych sztuczek. Jednocześnie nie kwestionowałam w żaden sposób tego, co się działo na scenie. Po prostu się działo.
Była to skondensowana i krzepka debata, która zwyczajnie zagwarantowała wysłuchanie każdego głosu, każdego życia, każdego uczucia, każdego doświadczenia.
A David Bowie jeszcze nigdy nie brzmiał tak dobrze, jak tego wieczoru: śpiewany acapella przez dwóch studentów aktorstwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz