piątek, 28 sierpnia 2015

Życie bez zobowiązań.

Mam problem ze zobowiązaniem. Ze zdeklarowaniem się, że "tak, to będę robić aż do śmierci". Nie potrafię się jednoznacznie określić i przypieczętować tego obietnicą, przysięgnąć, że nic się w tej kwestii nie zmieni. Że nigdy nie zboczę z drogi prawdy, że nigdy nie porzucę swoich przekonań i zobowiązań.Nie mówię też, że żyję w rozwiązłości. A przynajmniej nie w takiego rodzaju rozwiązłości, o jaki zazwyczaj chodzi. Moją rozwiązłość nazwałabym raczej rozwiązłością emocjonalną, jeśli już. Nazywając rzecz po imieniu: tak, jestem emocjonalną kurwą. Puszczam się za każdą emocją, która sprawi, że cokolwiek poczuje. Nie musi być to pozytywna emocja, może być negatywna, może być nijaka, wytarta, obita, brzydka, niewygodna. Musi sprawiać, że poczuję COŚ. Czy to nie jest jakaś forma uzależnienia?Znowu nie mylmy tego z uzależnieniem od adrenaliny czy poczucia strachu, bo to nie to. Nie szukam ekscytacji, ale jeśli sama już się zjawi, to jej przecież nie wygonię. Nie szukam wrażeń erotcznych, ale skoro już się pojawią, to przecież im nie odmówię. Nie szukam pokusy, ale skoro już tu jest, to jak mogłabym się jej oprzeć. Czy grzechem jest dać się ponieść chwili i pójść za głosem serca? (Najwyraźniej tak.)I właśnie widzisz, tu jest mój problem. Nie potrafię sobie odmówić. Nie chcę sobie odmawiać. Jestem strasznie nudnym człowiekiem, jeżeli pozbawię się i tej przyjemności. Przyjemności po prostu smakowania życia, takiego, jakim jest. Jak mówiłam, nie szukam przygodnego seksu. Jeżeli byś mnie spytał, czy chcę iść z toba teraz do łóżka, odpowiedziałabym nie. Ale nie wiem, czy jutro albo za pięć lat, nie będę siedzieć w takim samym barze, jak ten, i nie będę miała ochoty spróbować czegoś innego. Spełnić jakiejś fantazji, jakiegoś scenariusza z filmu. Zaspokoić jedynie moją ciekawość. Zobaczyć jak to jest.Ciekawość w końcu to pierwszy stopień do piekła. Tak mówią. Tylko jakiego piekła? Takiego prawdziwego czy piekła w sensie np. przez ciekawość dowiedziałaś się, że mąż cię zdradza i w ten sposób zaczęło się twoje piekło na ziemi: bo ty go bardzo kochasz, macie razem trójkę dzieci i nikt nie fatygował się przed ślubem, żeby podpisać intercyzę, ale wiesz, że w razie czego to mąż ma lepszych prawników od ciebie, więc w dużym skrócie masz przerąbane i teraz po prostu zbierasz tylko owoce swojej ciekawości; pierwszego stopnia do piekła, które sama nie wiesz kiedy się rozpętało.Jak mówiłam -- mój problem wynika z tego, że nie potrafię się poświęcić czemuś długoterminwo. I tu jest mój błąd. Krótkoterminowo? Bez problemu. Ale muszę mieć wyznaczoną konkretną datę, kiedy ten epizod mojego życia się skończy. Natomiast dlugoterminowo i na całe życie? Nie potrafię. Nie potrafię sobie tego nawet wyobrazić. Przez całe życie robić tylko jedną rzecz. Myślałam, że przez całe życie będę grać na gitarze, a zobacz co robię teraz. Pograłam raptem cztery lata, tak na serio-serio. Swój każdy dzień -- nieważne czy szkoła, wakacje, święta -- podporządkowywałam pod gitarę i ćwiczenie. Pod to zobowiązanie, które mnie ograniczało w jakiś sposób, a z drugiej strony dawało masę satysfakcji. Tylko nie dawało mi wystarczająco dużo satysfakcji w porównaniu do wysiłku włożonego w granie, by pozostać temu wierna przez reszte życia. (Mankament akurat tego konkretnego instrumentu, gitara jest po prostu strasznie niewdzięcznym instrumentem, zwłaszcza gitara elektryczna, zwłaszcza, jak się chce naprawdę grać sercem, a nie być rzemieślnikiem; bycie rzemieślnikiem nie jest złe, ale po prostu nie o to mi chodziło w graniu.) Niecałe cztery lata i moja psychika wysiadła. Nie mogłam tak dłużej, brakowało mi czegoś. Czegoś innego. Jakiejś zmiany.Z małżeństwem byłoby podobnie. Wytrzymałabym może cztery lata przy dobrych wiatrach (if you know what I mean). A potem zapragnęłabym jakiejś zmiany. Nic tak nie męczy jak rutyna. A chęć zmiany prowadziłaby do poszukiwań. Poszukiwania do niekoniecznie poprawnych moralnie i etycznie rozwiązań. Byłabym zwyczajnie ciekawa, jak to jest. A rzeczy, których jestem ciekawa na pewno nie byłyby zaakceptowane przez pastora. (Na przykład wypróbowanie relacji typu BDSM, przy czym ja jestem dominą; no nie ma opcji, żeby to przeszło na tej płaszczyźnie kościelno-duchowej, i żebym mogła wciąż bez wstydu nazywać się osobą wierzącą; i nie chodzi o to, czego mnie nauczył kościół, ale o to, w co ja sama wierzę i uznaję za odstępstwo od wiary.)Nie to, żebym potrzebowała akceptacji od pastora do zrobienia czegokolwiek, ale probuję jakoś zilustrowac mój problem.Mam wielki szacunek do pastora, ale jednocześnie zdaję sobie z tego sprawę, że gdyby usłyszał o moich poglądach na temat np. posiadania dzieci, jak i również metodyki zapobiegania powstawania tak owych, złapałby się za głowę i kazał pokutować. (Sama zresztą o tym wiem, ale z drugiej strony jestem zbyt dumna, żeby przyznać przed sobą, że zgodnie z doktryną, w którą próbuję wierzyć, jestem w błędzie i dopuszczanie takich myśli do siebie, jakie ja mam na temat anytkoncepcji albo teorii "co już jest człowiekiem", to grzech. Chyba. No bo ingerencja w organizm to grzech, tak?)Nie uważam, że zygota to człowiek, a zalążek czegoś, co może przeobrazić się w człowieka przy sprzyjających warunkach i czasie -- tak. Ale zapłodniona komórka jajowa to jeszcze nie człowiek. Czy popieram aborcję? Nie. A może raczej niezupełnie. Popieram prawo wyboru kobiety. Na tej samej zasadzie sama chętnie podwiązałabym sobie jajniki, bo z przyczyn różnych nie chcę mieć swojej reprodukcji. (Główna przyczyna to chyba jednak moja niezdolność do zobowiązania się; no zwyczajnie bym nie wytrzymała, a dziecko to jest długoterminowe zobowiązanie. Z drugiej strony nie utrzymuję żadnych stosunków seksualnych z płcią przeciwną (i nie zanosi się, żeby cokkolwiek się w tej kwestii zmieniło w ciągu najbliższych 40 lat), więc o czym ta rozmowa tak? Antykoncepcja mnie nie dotyczy, bo nie ma skuteczniejszej antykoncepcji niż abstynencja.Więc, wracając do małżeństwa, może to z mojej abstynencji wynika moja ciekawość? Abstynencja z kolei nie jest wynikiem mojego wyboru (chociaż częściowo być może i tak), a konieczności -- no zwyczajnie ni ma chopa we wsi, takiego co by chcioł; no i ni mo sie co dziwić, żadny chop nie chce dziewki, co ma w dupie zobowiązania, nie chce się rozmnażać i zdecydowanie bardziej woli spędzić samotny wieczór w teatrze niż w jego towarzystwie (w standardowym pakiecie kolacja + kino.) No przykro mi, że nie pasuję do szablonu.Jak już tak długo czekałam, to mogę poczekać jeszcze trochę. Pierwszy pocałunek powinien być z kimś wyjątkowym. Pierwszy seks też. Dlatego dobrze, że mam lustro i wibrator w domu. Oops, my hand slipped.x
x

8 komentarzy:

  1. to bieremy tego śluba. najwyżej jebniemy separacje. potem zostaniesz programistko a ja pastorę. a potem to ja zostane pastorę, a Ty programistko.

    OdpowiedzUsuń
  2. przecież zamieszkałaś już z kotami, a wiadomo, że to pierwszy lvl w zostaniu stara panną o.O co ty mi tu z małżeństwem wyjeżdżasz

    OdpowiedzUsuń
  3. Rutyna to jest zabójca, potwierdzone.
    Mam to samo. Nie we wszystkim, na szczęście, ale generalnie tak, i to w tych najgorszych wątkach (powiedzmy, he, he, romantycznych, he, he). I postawiłam w końcu na post, ale coś czuję, że jak go przerwę, to wpadnę w taki wir, że już mnie nikt nie wyciągnie. A może wcale nie. Może się okaże, że jestem grzeczna.
    Ale generalnie: ojtam, ojtam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie chyba najciekawiej jest, jak czegoś nie możesz mieć. Głupie, nie? Nie nudzisz się, bo snujesz tylko wyobrażenia o tym, co mogłoby być. Tylko serce się męczy.
      Post jest dobry, polecam. (Może lepsze to, niż rzucanie się z pazernością na wszystko, co przyjdzie.)

      Dziękuję Ci za wizytę! Ściskam, xx

      Usuń
    2. W bardzo trafny sposób ujęłaś ostatnią godzinę mojego życia, kiedy próbowałam się skimnąć. Ale nie było nudno, oj, nie. Wiesz, zapiszę sobie Twoja słowa w kalendarzu.
      Post wciąż trwa. :D

      Usuń
  4. "Jak już tak długo czekałam, to mogę poczekać jeszcze trochę. Pierwszy pocałunek powinien być z kimś wyjątkowym. Pierwszy seks też. Dlatego dobrze, że mam lustro i wibrator w domu. "
    Jo Cie prosza, ty zo mnie wyjć! :D
    Kocham Cię za ten tekst, srsly.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha czasami mi się uda :D Ok Anto wyjdem za Ciem jak sie tylko rozwiodę z Beckimi najpierw, ale jest deal. xx

      Usuń

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia